czwartek, 4 kwietnia 2013

Rozdział jedenasty


-Wszystko zaczęło się od mojego brata…
- Ty masz brata ? – spytał  nieco zdziwiony.
- Miałam.. Mieszkałam kiedyś w Krakowie. Kamil trenował siatkówkę. Był dobry, nawet bardzo dobry, ale jedno głupie zaspanie na trening wszystko zniszczyło. – zacisnęłam dłonie w pięści i walnęłam podłogę. – Dzień wcześniej był na imprezie, bo oblewali sukcesy, a że rodziców nie było akurat w domu to wziął mnie ze sobą. Wróciliśmy nad ranem. Mówiłam mu, żeby zadzwonił do trenera i wziął wolne, ale on się uparł, że pojedzie, bo nie dostanie się do wyjściowej szóstki na najbliższy mecz. Położyliśmy się spać na piętnaście minut, a spaliśmy dwie godziny. Jak się obudziliśmy okazało się, że Kamil powinien od 10 minut być na hali. Wziął tylko torbę treningową, kluczyki i wybiegł z domu jak poparzony. Zostałam sama więc rozsiadłam się na kanapie i włączyłam TV. Tak mnie wciągnęło, nawet nie spostrzegłam, że od około dwóch godzin Kamil powinien być w domu.
Zlałam to, bo w końcu był dorosły i sam za siebie odpowiadał. Przeskakiwałam z kanału na kanał i jedna rzecz przyciągnęła moją uwagę, a mianowicie Polsat News. Mówili o śmiertelnym wypadku 19-letniego chłopaka, jadącego czarnym Audi A4. Reszty nie słyszałam, bo wybuchnęłam  płaczem i w pośpiechu pobiegłam w miejsce zdarzenia. Moje przeczucia się sprawdziły. No, ale oczywiście musiało by być święto, jeżeli powiedzieli by coś 13-letniej dziewczynie. Jak się okazało rodzice byli już powiadomieni o wypadku. Nie mogłam uwierzyć w to, że mój brat nie żyję. Przez około 3 miesiące chodziłam tam, gdzie musiałam czyli do szkoły i nigdzie więcej. Całymi dniami przesiadywałam w domu. Nawet dziewczyny z mojego klubu tenisa nie były w stanie mnie stamtąd wyciągnąć. Kiedy w końcu pogodziłam się z jego śmiercią zaczęłam z powrotem chodzić na treningi. To mnie nawet uspokajało, mogłam się wyżyć. Gdy w końcu wróciłam do formy, a tu powtórka z rozrywki, tyle, że teraz w moim wykonaniu.- zacięłam się. Otarłam łzy z policzków i kontynuowałam. – Ja i moje głupie szczęście prawię wpadliśmy pod tramwaj, kiedy byłam na joggingu. Sama nie wiem jak ja to zrobiłam. Od tamtego czasu zerwałam ze sportem na zawsze. To jakieś fatum. Dwoje rodzeństwa dobrze radzących sobie w sporcie, gdy zaczyna osiągać sukcesy, spotyka śmierć. Znaczy prawie śmierć, bo ja jakoś uszłam z życiem. Wtedy przeprowadziliśmy się do Rzeszowa, bo rodzice nie chcieli, żebym musiała przechodzić przez to jeszcze raz i tu poznałam Magdę. W sumie wie o tym zdarzeniu moja rodzina, Magda i znajomi z Krakowa. Dziewczyny, które zaczynały grę w tym samym czasie co ja, teraz są znane na całym świecie, a ja siedzę w Rzeszowie i nic poza tym nie robię.- skończyłam swój monolog  i odetchnęłam. Zrobiło mi się lepiej na sercu, że zna całą prawdę i nie będę musiała kolejny raz mu tego mówić. Zibi siedział w bezruchu obok mnie, a z jego twarzy nie dało się nic wyczytać. Po chwili ciszy przybliżył się do mnie i objął ramieniem.
-Najważniejsze, że tobie nic nie jest i jesteś tutaj teraz ze mną. – pocałował mnie w czoło i posłał szczery uśmiech. Siedzieliśmy chwilę w ciszy.
- Kto ostatni przy drzwiach stawia lody. – krzyknęłam i poderwałam się z podłogi. Co jak co, ale biegam to ja nawet szybko. No, ale jak tu wygrać ze sportowcem ? Niemożliwe. Gdy byłam jakieś 20 metrów od drzwi Zbychu mnie wyprzedził, ale błyskotliwa ja wpadłam na genialny pomysł.
- Aaałłł moja kostkaa. – krzyknęłam upadając na parkiet. Coś ostatnio dużo krzyczę… Ale mniejsza. Siatkarz się przestraszył i podbiegł do mnie.
- Co ci się stało ?! Daj, pokaż to. Masakra. Po co ja się z tobą w ogóle ścigałem. Ale ze mnie idiota. – zaczął panikować.
- Podaj mi rękę, bo sama nie wstanę. – złapałam jego dłoń i zanim zdążył zrobić jakikolwiek ruch, pociągnęłam go tak, że teraz on leżał na ziemi. Zaśmiałam się głośno i dobiegłam do 'mety'. W świetnych humorach wróciliśmy do swoich domów, oczywiście wcześniej zatrzymaliśmy się w kawiarni, by kupić obiecany deser. Wzięłam szybki prysznic, rzuciłam się na łóżko i zasnęłam .  Obudziły mnie jak zwykle promienie słoneczne. Szlak! Znowu nie zasłoniłam okna.
Nawet nie zauważyłam, że rozładował mi się wczoraj telefon. Podłączyłam komórkę pod ładowarkę i od razu sprawdziłam nieodebrane połączenia. Jedno od mamy to standardowo. Zdziwiło mnie coś innego. 15 połączeń od Leny. Nie powiem, trochę się przestraszyłam. Wybrałam numer i oddzwoniłam. Odebrała po pierwszym sygnale, a jak na nią to bardzo szybko.
- W końcu ile można do ciebie dzwonić!? Szybko przyjeżdżaj do mnie.. Natychmiast ! Boże rodzice mnie zabiją…
______________________________________________________
CZYTA TO KTOŚ WGL ? ;D

Głupia Netia. Grrrr.... Dwa dni bez internetu ;c Także sorry za brak rozdziału. ;)
Najważniejsze, że już jest ;D 
Jak tam po świętach ? 
U mnie + 3 kg do wagi wyczuwam. ;c ale tak to jest jak ma się 4 braci, w dodatku starszych. Zjadą się wszyscy z rodzinami i jak tu masz człowieku się nie nawpierdalać ? xdddd :D 
+ chyba se otworze domowe przedszkole :D:D 
Dobra nie zanudzam już. Miłego czytania ;)
Pozdrawiam ;* ;)

5 komentarzy:

  1. Dobrze, że dziewczyna się podniosła po śmierci brata. Miło, że z Bartmanem się nie kłóci :P
    Ciekawe co ta Magda zrobiła?;> Dowiem się w następnym, bo nie mam chyba żadnych przypuszczeń.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. hmm chyba lepiej jak żyją ze Zbyszkiem w zgodzie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja czytam i jest świetne :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialnie się to czyta! <3

    zajrzyj do mnie,jeśli mozesz :)http://youcanbemehero.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. http://wiecznaszesnastka.bloog.pl/
    Zajrzyj do mnie, świeżo upieczony blog.. ;)

    OdpowiedzUsuń